|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chill-out
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Nie 17:41, 06 Sie 2006 Temat postu: Maria & Gala |
|
|
... Komedzie
Marysia Sadowska - wokalistka z zacięciem klubowym, twarz kampanii przeciwko HIV. Właśnie pracuje nad specjalną płytą poświęconą pamięci Krzysztofa Komedy.
GALA: Przygotowałaś niespodziankę na finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
MARYSIA SADOWSKA: Długo myślałam nad tym, co mogłabym od siebie przeznaczyć na ten cel. W końcu wymyśliłam, że skoro materiał na nową płytę mam już częściowo ukończony, nagram 2 lub 3 utwory i z autografem wystawię na aukcję XIV finału WOŚP.
GALA: Nowa płyta to wyjątkowy projekt.
M.S.: To jazzowy album poświęcony pamięci Krzysztofa Komedy - prekursora europejskiego jazzu. Pomysł na tę płytę pojawił się już wcześniej. Zostałam zaproszona do udziału w projekcie "Spirit of Polish Jazz". Miałam przygotować piosenkę Komedy. I tak mnie zafascynowała jego twórczość, że pomyślałam: dlaczego nie zrobić całej płyty z jego utworami?
GALA: Wtedy skontaktowałaś się z wdową po Krzysztofie Komedzie - Zofią Komedą?
M.S.: Bez jej zgody byłoby to niemożliwe. Sama się przy tym projekcie wiele nauczyłam. Odkryłam, że Komeda był wyjątkowym melodystą, jego twórczość to w większości utwory instrumentalne. A gdy dziś piszę teksty i śpiewam jego piosenki - odnoszę wrażenie, że są niezwykle nowoczesne.
GALA: Oprócz muzyki zaangażowałaś się też w kampanię przeciwko HIV. Słyszałam, że również w przyszłym roku chcesz być jej twarzą.
M.S.: Nie odmówię ani za rok, ani za dziesięć lat. Często znane osoby boją się udziału w takich kampaniach ze względu na negatywne skojarzenia z chorobą, boją się podejrzeń o to, że np. należą do grupy ryzyka. Uważam, że znana twarz pomaga ludziom przełamać tabu.
Rozmawiała Ewelina Kustra
Nr 2/2006, od 9 do 15 stycznia 2006
I jescze wcześniejszy wywiad:
Jak na wojnie
Córka znanych muzyków jazzowych: Liliany Urbańskiej i Krzysztofa Sadowskiego. Niby skazana na sukces, ale pozbawiana go dotychczas z upiorną konsekwencją losu. Przed Marysią Sadowską wielokrotnie zatrzaskiwały się drzwi wytwórni płytowych. Jednak ona ciągle walczy. Kolejny raz będzie próbowała sił na festiwalu w Opolu
Niedawno wróciła z Miasta Aniołów, gdzie dużo przeszła. Ale wytrwała. Przywiozła materiał na płytę. Udało się ją wydać i wreszcie jest nadzieja, że teraz sprawy potoczą się inaczej niż po wcześniejszych wielokrotnych "debiutach". Marysia pierwszy raz zaistniała jako dziecko. Dziś nie wie, czy to było dobre. Wciąż jest kojarzona z Tęczowym Music Boksem i dziewczynką popychaną za wszelką cenę do kariery. Ludzie takich nie lubią, ale też nie wiedzą, jaka jest cena utknięcia w korytarzu do sławy. Nam Marysia opowiada, skąd czerpie tak ogromną determinację w walce o sukces, i o wielkiej roli rodziców w tej, jak sama mówi, wojnie. Roli całkiem innej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
GALA: Jak doszło do tego, że zajęłaś się muzyką? Mówi się, że twoi rodzice bardzo się o to postarali.
MARYSIA SADOWSKA: Moi rodzice wcale nie chcieli, żebym była muzykiem. Nigdy mnie do tego nie namawiali. Wręcz przeciwnie. Pracują w show-biznesie od dawna i doskonale zdają sobie sprawę, jak ta praca rzeczywiście wygląda i czym bywa okupiona.
GALA: Jednak śpiewasz.
M.S.: Tak chyba musiało być. Muzyka towarzyszyła mi od dziecka. Zawsze była w naszym domu. Bo jest nie tylko zawodem moich rodziców, ale ich pasją, sposobem na życie. Dzisiaj myślę, że po prostu nie mogłam się nią nie zarazić. Właściwie wychowałam się w klubach jazzowych, w warszawskim Akwarium czy w kawiarni Pod Kurantem. Mama wkładała mnie w nosidełko i zabierała ze sobą na próby, a ja szczęśliwa godzinami mogłam leżeć przed głośnikiem. Pamiętam, że mama występowała w cyklu radiowych audycji Podwieczorek przy mikrofonie. Tworzyła go większa grupa artystów, którzy jeździli w dosyć długie trasy, grając koncerty w najróżniejszych ośrodkach, domach kultury. Byłam cały czas z mamą i miałam swój popisowy numer: w czasie jej występu, kiedy mama śpiewała piosenkę, wybiegałam na scenę i robiłam fikołka.
GALA: Chciałaś ją naśladować?
M.S.: Mama mnie fascynowała. Była dla mnie niezwykle kolorowym motylem. Tak ją widziałam. Moje dzieciństwo przypadło jeszcze na czasy ogromnego etosu estrady. Na scenę nie wychodziło się tak jak dzisiaj, w dżinsach. Bycie gwiazdą wymagało oprawy. Moja mama sama szyła sobie fantastyczne stroje. Była dla mnie długowłosym blond aniołem w tiulach.
GALA: Miałaś bajkowe dzieciństwo?
M.S.: Z jednej strony rzeczywiście było wyjątkowe. Jednak miało ciemne strony. Moich rodziców bardzo często nie było w domu. O ile na początku, kiedy byłam jeszcze bardzo mała, zabierali mnie ze sobą, to potem, kiedy poszłam już do szkoły, siłą rzeczy nie mogłam podróżować z nimi. Pamiętam, że był to dla mnie bardzo bolesny moment. Wychowywali mnie wtedy dziadek i ciocia, a rodzice znikali czasami na bardzo długo.
GALA: Tęskniłaś?
M.S.:Strasznie. Pamiętam, że podchodziłam nawet do szafy i wąchałam ubrania mojej mamy, a kiedy wracała do domu i szyła sobie sukienki na występy, siadałam czasami koło niej i pytałam, dlaczego nie może być na przykład krawcową. Myślałam, że tym sposobem miałabym ją zawsze przy sobie, tak jak inne dzieci miały swoje mamy. Wtedy myślałam, że bycie muzykiem nie jest fajne. Kojarzyło mi się z samotnością, z poczuciem pustki. Chodziłam na różne zajęcia plastyczne, pisałam wiersze, wiedziałam, że nigdy nie będzie ze mnie żaden prawnik czy ekonomista, ale do muzyki starałam się nie zbliżać.
GALA: Jednak cię dopadła.
M.S.: Zaczęło się od gry na fortepianie. Mój dziadek, który z zawodu był stolarzem, nie do końca znał nuty, ale czuł muzykę i uwielbiał grać na fortepianie. Mam w oczach taki obrazek: jego ogromne spracowane dłonie, które w delikatny sposób uderzają w klawiaturę, wygrywając lekkie walczyki. Bardzo mi się to spodobało. Kiedyś poprosiłam go, żeby nauczył mnie coś zagrać. Zbliżały się święta i pomyślałam sobie, że kiedy rodzice wrócą z kolejnego tournée, mogłabym zagrać kolędę.
GALA: Chciałaś im zaimponować?
M.S.: Wiesz, nigdy o tym w ten sposób nie myślałam, ale być może tak. Pewnie gdzieś głęboko czułam, że muzyka jest językiem, w którym zawsze porozumiem się z rodzicami. W każdym razie gra na fortepianie bardzo mi się spodobała i powiedziałam, że chciałabym się uczyć dalej. Tak poważnie, w szkole muzycznej. I tak się stało. Kolejne dwanaście lat było okresem ciężkiej pracy. Miałam do tego zacięcie i naprawdę lubiłam ćwiczyć, ale z czasem zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie jestem wybitna, a żeby być pianistą, trzeba być geniuszem. Zdolnych jest wielu.
GALA: Musiałaś zrezygnować z marzeń?
M.S.: W pewnym sensie tak, ale nie mogę powiedzieć, żebym przeżyła to bardzo boleśnie, bo byłam świadoma, że po prostu są lepsi ode mnie. Poza tym zrozumiałam, że moją przyszłością jest - raczej jazz i muzyka rozrywkowa, a nie klasyka. Wtedy też moi rodzice zaczęli wyjeżdżać na dłuższe kontrakty do Skandynawii. Zabierali mnie ze sobą. Wszyscy wspominamy ten okres jako najszczęśliwszy w naszym rodzinnym życiu. Mieszkaliśmy w przepięknych hotelach, wysoko w górach. Rodzice mało pracowali, w związku z tym mieliśmy dużo czasu tylko dla siebie.
GALA: Dużo mówisz o rodzicach. Jesteś z nimi bardzo związana?
M.S.: Nie da się ukryć. Do dzisiaj, kiedy mam iść do kina, na zakupy czy wybrać się w jakąś podróż, nie mam żadnego problemu z wyborem kompana, najczęściej jest to moja mama. A jeżeli zdarza się, że jestem bez niej w jakimś miejscu, które robi na mnie wrażenie, myślę sobie: szkoda, że tego nie widzi! Bardzo lubię spędzać też czas z moim tatą. Szczególnie na scenie. Jakiś czas temu udało mi się namówić go na wspólne koncerty. Teraz gramy razem regularnie. I to sprawia mi wielką przyjemność.
GALA: Pół roku temu wydałaś płytę, grasz koncerty, jednak w ogóle o tobie nie słychać. Nadal jesteś tą Marysią Sadowską z Tęczowego Music Boksu.
M.S.: Być może jestem, ale tylko dla tych, którzy nie wiedzą, co robię i kim jestem dziś. To media przyklejają mi tę etykietę. Staram się z tym walczyć, ale to trudne. Czasem mam wrażenie, jakbym była na wojnie! Choć prawdę mówiąc, i tak bardziej zależy mi na samej muzyce niż na sukcesie medialnym. Tu chodzi o dawanie ludziom radości. Nie jestem może ulubienicą mediów, ale wcale nad tym nie ubolewam. Biorę udział w wielu artystycznych przedsięwzięciach, współpracuję z fantastycznymi muzykami. Gram koncerty klubowe i jazzowe w Polsce i za granicą. Mam swoją publiczność. Sama komponuję i produkuję muzykę. Reżyseruję teledyski sobie i innym artystom. Wystąpię w Opolu. Czy to mało? Może powinnam dać się obrzucić tortem w jakimś reality show? Dziękuję za taką popularność!
GALA: Próbowałaś jednak różnych sposobów zaistnienia. Na jakiś czas wyjechałaś za granicę i tam szukałaś swojego miejsca.
M.S.: Wyjechałam do Stanów Zjednoczonych nagrać płytę dla japońskiej wytwórni. Zrobiłam to, bo widziałam, że w Polsce nie ma dla mnie miejsca. Myślałam, że wyczerpałam wszystkie możliwości. Wyjeżdżając, liczyłam na to, że jeżeli tam uda mi się coś osiągnąć, to i w Polsce otworzą się przede mną drzwi. Przynajmniej niektóre. Pomyliłam się.
GALA: Nagrałaś płytę, zagrałaś wiele koncertów. Chyba były momenty, kiedy czułaś się jak prawdziwa gwiazda?
M.S.: Z jednej strony osiągnęłam sukces. Nabrałam doświadczenia, wiele się nauczyłam. Jednak przeszłam tam prawdziwą szkołę życia. Chociaż nie pojechałam do Los Angeles w ciemno i w zasadzie wszystko było ustalone i zaplanowane, spotkało mnie tam wiele niespodzianek. Producentka, z którą pracowałam, okazała się być, delikatnie mówiąc, nie do końca profesjonalna. Byłam kompletnie sama. Mieszkałam w luksusowej willi do połowy zniszczonej przez trzęsienie ziemi. Nie miałam samochodu, co w tamtym miejscu jest jednoznaczne z odcięciem od świata. Moja producentka uznała, że powinnam schudnąć, więc postanowiła narzucić mi dietę. Na początku godzinami szlifowałyśmy akcent. Bywałam tym naprawdę zmęczona. Jednak najbardziej doskwierała mi samotność. Moim jedynym towarzystwem była papuga, schorowany pies i... piranie, które musiałam karmić mięsem.
GALA: To brzmi jak scenariusz amerykańskiego filmu.
M.S.: Być może. Ale ja to naprawdę przeżyłam. I nie poddałam się. Potrafię zacisnąć zęby. Uznałam, że skoro się czegoś podjęłam, należy to dokończyć. Poza tym dużo się tam nauczyłam. Współpracowałam z muzykami, którzy grali z Madonną, Dianą Ross. Liczyłam też, że ten mały sukcesik ułatwi mi dalszą muzyczną drogę. Już, w Stanach, narodził się pomysł nagrania płyty z wierszami Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Wróciłam do Polski i okazało się, że w dalszym ciągu wszystkie drzwi są zatrzaśnięte.
GALA: Ale przecież ukazała się twoja płyta.
M.S.: Mówiłam już: potrafię zacisnąć zęby. Chodziłam z moim materiałem od wytwórni do wytwórni. Trwało to bardzo długo, aż w końcu Sony zdecydowało się na wydanie płyty.
GALA: Odprawiano cię ze względu na przeszłość?
M.S.: Nie tylko. Moja muzyka jest specyficzna. Wymaga skupienia i wsłuchania się w dźwięki. Zdaję sobie z tego sprawę. Dla większości stacji radiowych i telewizyjnych, które zresztą zupełnie nie chciały puszczać tych piosenek, moja muzyka jest niszowa. Z drugiej strony dla prawdziwego undergroundu jest zbyt komercyjna. Uplasowałam się gdzieś pośrodku, a to trudne miejsce.
GALA: Mimo to nie poddajesz się! Przed tobą festiwal w Opolu. Wierzysz, że tym razem uda się odwrócić złą kartę?
M.S.: Myślę, że nie muszę niczego odwracać na siłę. Moja karta może rzeczywiście nie jest jeszcze asem kier, ale przecież robię to, o czym marzyłam. Cieszę się, że po raz pierwszy będę mogła zaprezentować się szerokiej publiczności. Nie jadę tam po wygraną. Chcę zaśpiewać moją piosenkę. Być może kogoś ona wzruszy, ktoś odnajdzie w niej samego siebie. Wiem jedno: czy w Opolu, czy gdzie indziej będę walczyć i dalej robić swoje!
GALA: Nie jesteś tym już zmęczona? Nie zastanawiasz się: po co to robię?
M.S.: Jak to po co?! Muzyka jest najprostszą i najpiękniejszą formą wyrażania i przekazywania emocji. Przypomina, że mamy duszę. Dlatego warto o nią walczyć. Aż do upadłego! Kiedy śpiewam, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak naprawdę nie potrafię żyć bez muzyki.
Rozmawiała Karolina Morelowska
Nr 22, od 30 maja do 5 czerwca
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Devious
Dołączył: 08 Sie 2006
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 13:10, 09 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Miły i przyjemny wywiad
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
electro-lady
Dołączył: 07 Sie 2006
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:28, 09 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
bardzo fajny:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Chill-out
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Pon 15:28, 21 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Do najnowszego numeru Gali jest dołączony dodatek-Galaktyka(20 stron extra),w którym jest min. temat "Kreacje sezonu".Jest tu kilka zdań o tym,że są polskie gwiazdy,które dbają o styl,szyk i elegancję z wyczuciem godnym ich zagranicznych koleżanek po fachu,różne zdjęcia zagranicznych i polskich gwiazd oraz min.zdjęcie Marii z festiwalu w Sopocie z podpisem "Marysia Sadowska oszałamiała na scenie plisowaną pomarańczową suknią projektu Agaty Koschmieder".
Poza Marią znajdują się tu zdjęcia min.Edyty Górniak,Joanny Horodyńskiej,Anny Popek,czy Reni Jusis.Tak,więc doborowe towarzystwo...
A tu scan:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|